Muszę Wam się przyznać do błędu. Nie doceniłam Mandalaj. Wydawało mi się, że będzie to brudne, głośne i zatłoczone miasto. I w sumie takie jest. Ale ma też sporo do zaoferowania. I nie są to atrakcje stworzone pod turystów, tylko wpisane w lokalny koloryt, historię i tradycję. Które z nich zrobiły na mnie największe wrażenie? Poniżej przedstawiam Wam moją osobistą listę najlepszych atrakcji Mandalaj.
U-Bein Bridge
U-Bein to najdłuższy i najstarszy tekowy most na świecie. Rozciąga się na długości 1,2 km ponad jeziorem Taungthaman w pobliżu starożytnego miasta Amarapura, które aktualnie stanowi południowe przedmieścia Manadalaj. Most został zbudowany w 1850 r. z drewna odzyskanego z byłej rezydencji królewskiej w Inwa, innego starożytnego miasta w okolicy. Kto by podejrzewał Birmańczyków o taką dbałość o środowisko! Dla większej odporności na wiatr i wodę, most ma zakrzywiony kształt. Dobra robota, w końcu przetrwał w niemal niezmienionej formie po dziś dzień.
Tę niezwykłą budowlę najlepiej podziwiać o wschodzie i zachodzie słońca, kiedy żarzące się czerwienią niebo stanowi idealne tło dla tekowych filarów. W tych porach dnia po moście przechadzają się też liczni mnisi, którzy kursują pomiędzy klasztorami znajdującymi się po obu stronach jeziora. Nieświadomie stają się oni wyczekiwanym celem aparatów fotograficznych. Most w godzinach wieczornych jest znacznie bardziej oblegany przez turystów. Komu bowiem chce się wstać o 4 rano, aby nie przegapić wschodu słońca?
Na wschód słońca trzeba zajechać od zachodniej strony jeziora. Nie opłaca się wchodzić na most. Najlepsza miejscówka jest tuż nad jego brzegiem, z prawej strony mostu (w trakcie mojej wizyty była tam mała wysepka, na którą dało się przeskoczyć). Z tego miejsca idealnie widać zagięcie mostu i wschodzące słońce po jego prawej stronie. A jeśli interesuje Was bardziej widok słońca wschodzącego nad U-Bein wystarczy pod mostem przejść na drugą stronę. Przybliżoną lokalizację punktu znajdziecie poniżej.
Do mostu U-Bein wybrałam się taksówką dzieloną wraz z trzema przypadkowymi turystkami z hostelu Ostello Bello. Samochód zamówiony w aplikacji Grab kosztował sporo- 12 tys. kiat (ok 30 zł), jednak most oddalony jest od centrum miasta o dobre 10 km. Po twardych negocjacjach tuk tuk w drodze powrotnej kosztował tylko połowę tej kwoty. Do mostu możecie też dojechać na skuterze. Większość hosteli w Mandalaj nie prowadzi własnej wypożyczalni a komercyjne punkty otwarte są dopiero od 8 rano, grubo po wschodzie słońca. Dlatego, jeśli interesuje Was wschód słońca, wypożyczcie skuter dzień wcześniej. Podróżując własnym transportem pamiętajcie o ograniczeniu prędkości, które w Mandalaj wynosi dokładnie 48 km/h…
Most i jezioro warto również odwiedzić w środku dnia, kiedy oba przybierają zupełnie inną szatę kolorystyczną. O tej porze dnia U-Bein pustoszeje. Przechadzają się nim tylko nieliczni turyści.
Mingun
A po wschodzie słońca przy moście U-Bein będziecie mieli wystarczająco czasu, aby zjeść śniadanie i nadal zdążyć na odpływający o 9 rano publiczny prom do starożytnego miasta Mingun. Wyrusza on z centralnie położonego portu Mingun Jetty. Po godzinnej przeprawie wylądujecie w małym miasteczku, którego główne atrakcje rozrzucone są w promieniu 1 km. Prom odpływający w drogę powrotną o godz. 12:30 daje wystarczająco dużo czasu, aby zwiedzić je wszystkie piechotą.
Do najważniejszych atrakcji starożytnego miasta należą:
- Przepiękna biała świątynia Hsinbyume Pagoda
- Mingun Pahtodawgyi – niedokończona Wielka Królewska Pagoda, która w zamyśle króla miała być największą świątynią na świecie
- Dzwon Mingun – dzwon odpowiedni rozmiarem do Mingun Pahtodawgyi, w której miał zawisnąć
- Również imponujące rozmiarem posągi Chinthe – pół smoków, pół lwów
- Zbudowana nad brzegiem rzeki Settawaya Pagoda
Prom w obie strony kosztuje 5000 kiat (niecałe 15 zł). Drugie tyle zapłacicie za wstęp do starożytnego miasta. Biletów na prom nie trzeba kupować z wyprzedzeniem. W przypadku dużego zainteresowania podstawiana jest dodatkowa łódka.
Więcej o Mingun i jego atrakcjach przeczytacie na blogu.
Mandalay Hill
Wzgórze Mandalaj nie ma imponujących rozmiarów. Wznosi się bowiem na wysokość zalewie 236 metrów. Jednak wystarczająco wysoko, aby zapewnić widoki na leżące u jego podnóży Mandalaj. Co ciekawe, to miasto przygarnęło nazwę od wzgórza, a nie na odwrót. Świątynia Su Taung Pyae Pagoda znajdująca się na szczycie góry pochodzi z okresu poprzedzającego założenie miasta. W trakcie późniejszej budowy Mandalaj na zboczach wzgórza powstały liczne inne pagody. Dlatego Wzgórze Mandalaj to centrum kultu religijnego i cel pielgrzymek birmańskich buddystów.
Praktycznie na sam szczyt wzgórza można wjechać samochodem z zachodniej i północnej strony. Ja polecam Wam jednak spacer. Będziecie mieli okazję zobaczyć świątynie zbudowane po drodze oraz licznych mnichów pielgrzymujących na szczyt. A ci, co szukają pamiątek, pobłażliwie spojrzą na stoiska rozstawione w kilku miejscach trasy. Uważajcie tylko na pałętające się na schodach psy. Te które spotkałam były przyjaźnie nastawione.
Do wyboru macie dwie trasy piesze – krótsze schody (ok 500 m) od zachodniej strony wzgórza lub dłuższe (mają nieco ponad kilometr) od południa. Obie będziecie musieli pokonać boso (lepiej schowajcie buty do plecaka). Jeżeli tak jak ja będziecie szli tutaj z centrum miasta lub Kuthodaw Pagoda, to droga południowa wydaje się oczywistym wyborem. Trasa ta jest jednak bardziej kręta i często zawija w mało oczywistych momentach. Warto mieć pod ręką Google Maps lub maps.me. Wspinaczka południową trasą zajęła mi ok 30 min.
Wstęp do świątyni Su Taung Pyae Pagoda znajdującej się na szczycie Wzgórza Mandalaj kosztuje 1000 kiat (niecałe 3 zł). Jest to dobre miejsce do obserwacji zachodu słońca, choć nie będziecie odosobnieni w tym zamiarze. Niestety, w trakcie mojej wizyty tłum turystów szczelnie okalał barierki ochronne. Trudno było się dopchnąć, żeby zobaczyć cokolwiek, a co dopiero mówić o rozkoszowaniu się widokiem.
Do tego centrum miasta położone jest na południe od Wzgórza Mandalaj. Geografii nie oszukasz. Słońce zachodzi nad mało atrakcyjnymi opłotkami. Widok na centrum miasta jest ograniczony krzakami, drzewami i szczytem świątyni znajdującej się tuż pod szczytem. Ta jest jednak ładnie podświetlona zachodzącym słońcem.
Jeżeli nie ze względu na zachód słońca, to warto wspiąć się na Wzgórze Mandalaj, choćby po to, by zobaczyć Pagodę Su Taung Pyae błyszczącą w złotej godzinie.
A jeśli bardzo zależy Wam na obserwacji zachodu słońca, lepszym miejscem (a do tego bezpłatnym) wydaje się buddyjska pagoda położona na trasie południowych schodów. Możecie usiąść w jednym z krużganków i podziwiać zachód słońca bez tłumów. Niestety nie znalazłam nazwy świątyni, ale w Google Maps oznaczona jest jako “świątynia buddyjska” i znajduje się ok 200 metrów poniżej szczytu.
Kuthodaw Pagoda
U południowych podnóży Wzgórza Mandalaj znajdziecie piękną Kuthodaw Pagoda, która stanowi ważne miejsce buddyjskich pielgrzymek ze względu na zlokalizowaną tutaj największą księgę świata! Nie jest to jednak książka w tradycyjnym rozumieniu. Na terenie świątyni znajduje się bowiem 729 marmurowych tablic, które z obu stron zostały zapisane naukami Buddy. Kamienne strony umieszczono w małych stupach, które kształtem przypominają grobowce.
Te białe stupy rozłożone są wokół centralnie położonej złotej pagody w równoległych rzędach, które tworzą wokół niej idealne kwadraty. Ich biel kontrastuje z odbijającym światło złotem. Przepych i skromność w symbiozie.
Świątynie zwiedza się centralnymi korytarzami ułożonymi (jakby to powiedzieli chrześcijanie) na planie krzyża. Schodkami można podejść do samego podnóża głównej pagody, ale stupy skrywające wielką księgę znajdują się za barierkami. Przydybałam jednak lokalsów wchodzących przez znajdującą się w barierkach furtkę i za ich przyzwoleniem udało mi się poszwendać między marmurowymi tablicami.
Wstęp do Kuthodaw Pagoda jest bezpłatny. Warto ją odwiedzić tuż przed zachodem słońca, gdy złoto pagody rozbłyska w popołudniowych promieniach.
Tekowe klasztory
Na terenie Mandalaj znajdują się klasztory, wykonane z drewna tekowego. Polecam zobaczyć dwa z nich – Shwenandaw Monastery, który znajduje się się w pobliżu Wzgórza Mandalaj oraz Shweinbin Monastery w zachodniej części miasta.
Shwenandaw Monastery to klasztor, który został zbudowany w XIX w. jako cześć królewskiego kompleksu. Do dziś stanowi jedyny, w pełni zachowany, pałacowy budynek. Ściany, sufit i balustrady budynku zdobią piękne, drewniane rzeźby buddyjskich mitów. Musicie to zobaczyć!
Shweinbin Monastery został również zbudowany z drewna tekowego w tradycyjnym buddyjskim stylu, który wyróżniają rzeźbione wykończenia dachu, pagody i drzwi. Budynek można zwiedzać za darmo. Warto wejść do środka oraz pomiędzy filary podłogi.
Targ jadeitu
Niedaleko Shweinbin Monastery znajduje się targ jadeitu, na którym lokalni handlowcy i rzemieślnicy spotykają (głównie chińskich) kupców. Jadeit to rzadki minerał o zielonej barwie, a Birma jest największym jego eksporterem. Specjalizuje się zwłaszcza w jego cesarskiej, prześwitującej odmianie, w którą oczywiście zaopatruje głównie swojego północnego sąsiada.
Targ jest bardzo autentyczny. Ewentualni turyści gubią się w tłumie przekrzykujących się handlarzy, rzemieślników polerujących kamienie, jubilerów oprawiających pierścionki, czy znudzonych młodzieńców pochłoniętych grą w kości (tyle że zamiast kostek do gry wyrzucają z kubka muszle, które muszą wylądować grzbietem do góry). Uliczki między stoiskami są bardzo wąskie. Często trzeba się przeciskać w tłumie. Ale im bliżej centrum zamieszania, tym lepiej. Strasznie mi się podobał ten lokalny koloryt i wszechobecny rejwach. Pilnujcie tylko kieszeni.
Targ jest bardzo popularny wśród mieszkańców Mandalaj, dlatego trudno jest zaparkować w jego okolicy. O miejsce dbają chłopcy parkingowi, którzy za 200 kiat zaopiekują się Waszym rowerem.
Przy wejściu na targowisko jest duża tablica, która komunikuje opłatę wstępu dla obcokrajowców w wysokości 2500 kiat (ok 6,5 zł). Ode mnie nikt opłaty nie egzekwował.
Dzielnice rzemieślnicze
Ogromnie wrażenie zrobiła na mnie specjalizacja ulic Mandalaj w poszczególnych rzemiosłach. Znajdziecie tutaj całe ulice zajmujące się stolarką, rzeźbiarstwem w drewnie, wyrobem złotych płatków, czy wykuwaniem ogromnych pomników.
Cieniutkie płatki złota oblepiają posągi Buddy w całej Birmie. Warsztaty je produkujące znajdują się przy 36 ulicy. Licząc na sprzedaż pamiątek, chętnie oprowadzają turystów, zdradzając tajniki produkcji cennych płatków. Zupełnie za darmo. Najbardziej popularny jest King Galon Gold Leaf (mapa poniżej), przez który przewija się mnóstwo turystów. Podobało mi się jednak, że nie łączą zwiedzających w duże grupy. Miałam przewodniczkę tylko dla siebie. Innym dobrym wyborem jest warsztat Golden Rose, który znajduje się przy tej samej ulicy.
Niesamowite, że przy produkcji nie są używane maszyny. Rozgrzany płat złota rozbija się ogromnym 3-kilogramowym młotem 3-minutowymi sekwencjami (za stoper służy miseczka, która stopniowo zatapia się wodzie). I tak przez 3 godziny. Następnie cienkie płaty złota przenoszone są na specjalny papier bambusowy, gdzie leżakują. W ostatniej fazie płatki są krojone w małe kwadraty i przekładane na cienki bambusowy papierek.
W warsztacie można kupić mydło (dosłownie – są dostępne mydła z płatkami złota) i powidło, złotą biżuterię i figurki Buddy. A za 1000 kiat można stać się właścicielem ulotki i jednego płatka złota. Kupiłam, a co! Tylko nie mam posągu Buddy, do którego wypadałoby go przyczepić.
Ogromne posągi rzeźbione są w licznych zakładach przy 84 ulicy, na tyłach Phaung Taw Oo Pagoda. Przez to wszystkie okoliczne domy pokryte są grubą warstwą gipsowego pyłu. Znajdziecie tu posągi Buddy w różnych rozmiarach, od kieszonkowego, po rzeźby przewyższające człowieka. Warsztaty rzeźbiarskie znajdziecie w okolicy punktu zaznaczonego na mapie:
Jeśli dla odmiany chcielibyście zobaczyć jak się rzeźbi w drewnie, to zajrzyjcie do warsztatu Aung Nan przy 82 ulicy, gdzie rzemieślnicy dają popis umiejętności. Warto też odwiedzić znajdujący się przy 26 ulicy tag kwiatowy, na którym powstają inne ozdoby dla pomników Buddy – hawajskie naszyjniki.
Informacje praktyczne
- W Mandalaj polecam nocleg w świetnie zlokalizowanym Mansion Hostel Mandalay, na którego dachu serwowane są (w cenie) śniadania z widokiem na Mandalay Fort.
- Wypożyczenie roweru kosztuje 3000 -5000 kiat za dzień (w hostelu drożej niż na mieście). Swój wynajęłam przy restauracji Rainforest za 3000 kiat (niecałe 8 zł). Za rozklekotany rower bez przerzutek właściciel wymagał złożenia depozytu w wysokości 20 tys. kiat (ponad 50 zł) lub dokumentu w zastaw. Zadowolił się jednak polskim dowodem tożsamości.
- Wegetarianom (ale nie tylko) polecam stołowanie się w małej restauracji Marie Min. Nie jest to super tania opcja, ale jaka pyszna! Koniecznie spróbujcie sałatki z liści herbaty (La-Pet-Thoke) za 3500 kiat. Można płacić kartą (naliczana jest jednak cena w dolarach amerykańskich).
- W Mandalaj można korzystać z Graba – azjatyckiego odpowiednika Ubera. W aplikacji zamówicie taksówkę, tuk tuka lub mototaxi. Motocykliści rzadko mają jednak kask dla pasażera.
- Większość przewoźników zatrzymuje się na dworcu autobusowym Kwe Se Kan zlokalizowanym 8 km na południe od centrum miasta, tuż przy lotnisku. Większość oferuje darmowy transport do centrum. Zapytajcie o to zanim dacie się naciągnąć jednemu z taksówkarzy, którzy osaczą Was tuż po wyjściu z autobusu.
Więcej o Birmie przeczytacie na blogu. Zapraszam.