Co ma Kampot, czego nie mają inne prowincjonalne miasteczka Kambodży? Relaksującą atmosferę, łatwy dostęp do okolicznych parków narodowych oraz klimat minionych czasów kolonialnych. Miasto zaprasza przybyszów również do krainy pieprzu i soli, gdzie na rozległych plantacjach i solankach można podejrzeć proces ich produkcji. Kampot oferuje jednak przede wszystkich zachody słońca, które nie da się wymazać z podróżniczej pamięci. W niniejszym wpisie opowiem Wam o najważniejszych atrakcjach tego kambodżańskiego miasteczka.
Plantacje pieprzu
Kampot słynie z okolicznych plantacji pieprzu. Produkuje się tutaj pieprz wszelkich kolorów i mocy. Przyprawy można kupić w lokalnych supermaketach oraz sklepikach z pamiątkami położonych przy turystycznej ulicy o numerze 724. Jednak znacznie lepszym sposobem na zrobienie zapasów, a przy okazji poznanie procesu produkcji pieprzu, jest odwiedzenie jednej z okolicznych plantacji.
Najbardziej popularną plantacją pieprzu jest ta o mało oryginalnej nazwie La Plantation. Prowadzona przez belgijsko-francuskich właścicieli 50-hektarowa farma chwali się zrównoważoną produkcją pieprzu i innych przypraw (papryczek chili, kurkumy, kardamonu a także imbiru). Ekologiczne uprawy windują jednak ceny, które zaczynają się od 3,50$ za najmniejsze opakowanie flagowego produktu – czarnego pieprzu.
W ofercie jest pieprz wszelkiej maści. W wyborze pomaga degustacja prowadzona przez pracowników plantacji po zakończeniu jej zwiedzania.
La Plantation ofertuje darmowe zwiedzanie plantacji pieprzu, prowadzone w kilku językach. Wycieczki nie trzeba rezerwować, odbywają się one bowiem co kilkanaście – kilkadziesiąt minut, w zależności od liczby chętnych i dostępności przewodników. Wycieczka trwa ok 40 minut i uwzględnia zwiedzanie farmy oraz prezentację procesu produkcji przypraw. Dowiecie się wielu pieprznych ciekawostek, w tym jak powstaje pieprz w poszczególnych kolorach.
Farma sama w sobie jest bardzo malownicza, dlatego jest to dobre miejsce na lunch. Na terenie plantacji znajduje się dość droga (jak na Kambodżę) restauracja.
La Plantation najlepiej odwiedzić w drodze do lub z nadmorskiej miejscowości Kep. Do plantacji prowadzi 10-kilometrowa piaszczysta odnoga drogi krajowej nr 33. Jest ona dziurawa i pylista. Jeżdżące tędy ciężarówki pozostawiają za sobą pochłaniającą wszystko chmurę kurzu. Maseczki ochronne przydają się na tej trasie nie tylko w pandemii.
W okolicach Kampot są też inne plantacje pieprzu: Sothy’s Pepper Farm, Bo Tree, czy Farm Link.
Solniska
Na podmokłych terenach wokół Kampot powstały liczne solanki, na których wydobywana jest sól morska. Słona woda z Zatoki Tajlandzkiej doprowadzana jest tutaj kanałami. Solne poletka po odpowiednim nawodnieniu są blokowane nasypami, wtedy kryształy soli wytrącają się wraz z odparowywaniem wody. Proces można obserwować tylko w porze suchej.
Solanek wokół Kampot jest wiele. Największe rozciągają się kilometrami po obu stronach małej lokalnej drogi, która łączy trasę krajową 33 z lokalną ulicą biegnącą z Kampot wzdłuż wschodniego brzegu rzeki Praek Tuek Chhu.
Solanki nie są ogrodzone, dlatego można je eksplorować na własną rękę, balansując na wąskich nasypach odcinających dopływ wody. Warto też podejrzeć pracę ludzi wydobywających sól oraz zajrzeć do jednego z przydrożnych magazynów. Tuż przy trasie 33 znajduje się też muzeum produkcji soli. Przede wszystkim jednak warto się tutaj wybrać tuż przed zachodem słońca, które rozgrzane do czerwoności malowniczo odbija się w basenach z solą.
Zachód słońca w Kampot
A skoro mowa o zachodzie słońca, to jest inne miejsce w Kampot, które jeszcze bardziej zwala z nóg wieczorową porą. Jednego wieczoru, tuż przed zmrokiem udałam się na skuterze na południe wzdłuż rzeki Praek Tuek Chhu w poszukiwaniu dobrego miejsca do obserwacji zachodu słońca. W przypadkowym miejscu na wysokości pływającej wioski po drugiej stronie rzeki zaparkowałam maszynę i na małym pomoście, pomiędzy rozwalającymi się budynkami, przeżyłam jeden z najpiękniejszych zachodów słońca w moim życiu.
Jest to zdecydowanie jedno z moich ulubionych wspomnień z Kampot. Przybliżoną lokalizację miejsca, z którego oglądałam zachód słońca znajdziecie powyżej. Ale każdy punkt obserwacyjny na wysokości wioski po drugiej stronie rzeki powinien spełnić swoje zadanie.
W drodze powrotnej możecie zatrzymać się na nocnym targu, który odbywa się przy tej samej, nabrzeżnej ulicy, tylko bliżej centrum miasta. Choć głównym towarem oferowanym na targowisku są głównie przedmioty domowego użytku i kosmetyki, a nie specjały khmerskiej kuchni. Jednak kilka stanowisk z jedzeniem tutaj też znajdziecie.
Park Narodowy Bokor
Park Narodowy Bokor obejmuje gęstym lasem zbocza góry o tej samej nazwie, 40 km na zachód od Kampot. W parku znajdują się liczne naturalne (m.in. wodospad Po Pok Vil) i cywilizacyjne atrakcje, a ze szczytu na wysokości ponad 1100 m n.p.m. rozciągają się piękne widoki na Zatokę Tajlandzką.
Już sama droga na szczyt daje niezły zastrzyk adrenaliny, pnie się bowiem w górę dziesiątkami ostrych zakrętów (niektóre mają 360 stopni!). Trzeba tylko uważać na mocne podmuchy wiatru i przekraczające drogę węże. Można też spotkać małpy buszujące w konarach przydrożnych drzew.
Na szczycie góry Bokor znajdują się niszczejące kolonialne budynki. Były one elementem kompleksu wypoczynkowego wzniesionego w latach 20 ubiegłego stulecia dla francuskich rezydentów, którzy na wysokości ponad 1000 m n.p.m. szukali schronienia przed kambodżańskim upałem. Resort obejmował hotel, liczne rezydencje, kościół a także pocztę.
Budynki zostały porzucone w trakcie I wojny indochińskiej i w rezultacie stopniowo popadały w ruinę. W latach 60 nastąpiła jeszcze próba rewitalizacji terenu (wybudowano nawet kasyno), jednak jego przejęcie przez Czerwonych Khmerów przesądziło ostatecznie o całkowitym zniszczeniu. Dziś ruiny kolonialnych budynków (odbudowany został jedynie Bokor Palace Hotel) są scenerią dla reżyserów współczesnych horrorów, graficiarzy i fanów urbexu. Nie zostały zamknięte ani ogrodzone przed ciekawskimi turystami, można więc się po nich włóczyć do woli w poszukiwaniu ducha minionych czasów.
Prócz kolonialnych pozostałości warto również zwiedzić znajdujący się na szczycie buddyjski klasztor, a w drodze na szczyt zatrzymać się przy ogromnym (i dość kiczowatym) posągu Yeay Mao, przy którym znajdują się kolejne kolonialne ruiny warte eksploracji.
Wjazd do parku narodowego jest darmowy. Droga prowadząca na szczyt rozpoczyna się 7 km na zachód od Kampot, przy drodze krajowej nr 3. Wjazd skuterem zajmuje ponad godzinę.
Green Cathedral
Zielona katedra (ang. Green Cathedral) to wąski kanał wokół tzw. Paradise Island stanowiący odnogę rzeki Praek Tuek Chhu. Jego brzegi gęsto porastają rozłożyste palmy i namorzyny, a w drzewach gnieżdżą się kolorowe ptaki. Jest to idealne miejsce na relaksacyjną przejażdżkę kajakiem, gdyż nie ma tu prądów rzecznych. Jedyną przeszkodą są zaś nisko zawieszone palmowe liście, piesze mosty pod którymi trzeba się prześlizgnąć oraz mocno ukorzenione brzegi. Miejsce jest bardzo malownicze. Co chwila ptaki umykają przed czołem kajaka.
Green Cathedral ma kształt pętli, której miejsce startu znajdziecie na powyższej mapie. Cała trasa zajmuje około godziny (w zależności od tempa wiosłowania). Kajaki można wypożyczyć w Champa Lodge (3$ za kajak jednoosobowy, 5$ za kajak dwuosobowy za godzinę). W cenie jest drybag i bezcenne wskazówki. Przy miejscu wpływu do kanału są też restauracje wypożyczające kajaki.
Pod koniec trasy znajduje się kilka pensjonatów, które kuszą turystów spokojem i odosobnieniem. Z poziomu kajaka bardzo spodobał mi się Retro Kampot Guesthouse. Następnym razem na pewno tam zakotwiczę w trakcie pobytu w Kampot.
To niezwykle spokojne miejsce może jednak niedługo zmienić swoje oblicze. Wzdłuż kanału budowane są bowiem kolejne pensjonaty i rezydencje. W lutym 2020 roku co chwila błogą ciszę zakłócał huk maszyn budowlanych. Spieszcie się zatem, jeśli chcecie zobaczyć to miejsce zanim zostanie pochłonięte przez cywilizację.
Targ krabowy
Tych, co z dzieciństwa nie wynieśli niechęci do paluszków krabowych serwowanych na piątkowy obiad, zainteresuje pewnie targ krabowy odbywający się codziennie rano w nadmorskiej miejscowości Kep, 25 km od Kampot, na którym można spałaszować kraby prosto z połowu, poobserwować lokalnych rybaków, czy też dać się wciągnąć w chaotyczny świat kambodżańskiego handlu.
Atrakcja z pozoru tylko dla mięsożerców okazała się ciekawa nie tylko ze względu na walory kulinarne, ale również fotograficzne. Targ jest bowiem odwiedzany przez lokalnych rybaków i mieszkańców zaopatrujących gospodarstwa domowe i restauracje w kraby, krewetki i ryby. Prawdziwe pomieszanie z poplątaniem kolorów, zapachów i dźwięków. Każdy wegetarianin doceni lokalny koloryt tego miejsca. Powinien jednak omijać szerokim łukiem rozstawione przy targu kuchnie i restauracje, w których przygotowywane są do zjedzenia wyłowione kraby. Praktyką jest ich porcjowanie żywcem za pomocą nożyczek … Jeśli Was to nie zniechęca, to donoszę, że kilo niebieskich krabów wraz z ich przygotowaniem kosztuje 7$.
Tuż obok targu krabowego rozstawieni są sprzedawcy owoców i warzyw, smażonych przekąsek, ubrań i tandetnych pamiątek, takich jak lakierowane muszelki, czy plastikowe pierścionki. Wszystko to znajdziecie w miejscu zaznaczonym na powyższej mapie.
Park Narodowy Kep
W samym centrum miasta Kep znajduje się zielona wyspa – park narodowy, który oferuje szereg tras trekkingowych o różnym stopniu trudności.
Możecie udać się na relaksacyjny spacer głównym szlakiem przebiegającym wokół parku (8 km płaską i szeroką ścieżką). Przy trasie znajdują się liczne (zarośnięte) punkty widokowe oraz ogromny figowiec, przy którym dla odmiany warto się zatrzymać.
Równie popularną trasą są tzw. Stairway to Heaven, czyli “schody do nieba” (i nie jest to jedyne nawiązanie do Led Zeppelin w tym parku narodowym), które prowadzą na szlak do punktu widokowego na niewielkiej, wystającej ze zbocza skale zwanej Sunset Rock. Przy odpowiedniej pogodzie widać z niej rozległe wody Zatoki Tajlandzkiej, a wieczorową porą piękny zachód słońca.
Dostępne są też bardziej wymagające trasy prowadzące w głąb parku narodowego. Jedną z nich jest wąski szlak pnący się na szczytowy punkt Kep National Park (tzw. Jungle Rope Trail), na którym nie tylko trzeba zmierzyć się z gęstą roślinnością, która próbuje przywrócić szlak naturze, ale również z prawdziwą wspinaczką. Miejscami trasa jest tak stroma, że trzeba posiłkować się rozwieszonymi linami. Widok ze szczytu przesłania gęsty las. Nagrodą za wspinaczkę jest więc tylko satysfakcja i doświadczenie prawdziwej, kambodżańskiej dżungli. Jungle Rope Trail pozwala jednak połączyć główną trasę ze “schodami do nieba”. Taka kompilacja zajmuje piechurom ok 3 godzin.
Wejście do parku narodowego kosztuje 1$. Jeżeli zdecydujecie się na wspinaczkę “schodami do nieba” unikniecie opłaty wstępu, gdyż kasa znajduje się tylko przy oficjalnym wejściu w pobliżu Veranda Resort. Przy kasie znajdziecie parking dla Waszych jednośladów. Szlaki są oznaczone żółtymi tabliczkami.
Na starcie głównego szlaku znajduje się przyjemna kawiarnia Led Zep Cafe, gdzie warto zatrzymać się choćby na lemoniadę (1,25$) lub widok na miasto Kep pozostawione w dole.
Plaża w Kep
Jeżeli nie możecie doczekać się plażowania na jednej z rajskich wysp w Kambodży, możecie skoczyć na niewielką plażę w Kep, która ze względu na swoją dostępność jest mocno oblegana przez lokalnych mieszkańców.
I to właśnie jest jej największą zaletą. Bo ani nie ma tu białego piasku, ani spektakularnej rafy koralowej. Za to przy odrobinie szczęścia można spotkać młodych mnichów bawiących się piaskiem lub skaczących przez fale. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak. Licznymi zakazami tłamszona jest w młodych mnichach ich dziecięca natura. Dlatego te chwile, gdy spod szafranowych szat wychodziła ona na powierzchnię, wzbudzały we mnie pewien rodzaj satysfakcji.
Informacje praktyczne
- Do Kampot można dostać się autobusem lub busem ze stolicy Kambodży – Phnom Penh w 3 godziny (van firmy Kim Seng Express kosztował 7$) lub też w 2 godziny z miejscowości Sihanoukville, będącej bazą wypadową na kambodżańskie, rajskie wyspy. Wyjeżdżając z Kampot do Sihanoukville zdecydowałam się jednak spróbować autostopa. Zabrali mnie przeuroczy lokalsi, którzy zdołali jeszcze zmieścić na tylnej kanapie dodatkowe 3 osoby.
- W Kampot znajdziecie dużo hosteli i pensjonatów malowniczo położonych nad rzeką Praek Tuek Chhu. Jeżeli nie oczekujecie luksusów ani też sympatycznego podejścia obsługi, możecie wybrać Kampot River Bungalows. Proste bambusowe domki kosztują bowiem niewiele (od 6$ za noc w dwuosobowym domku bez okna i łazienki). Część relaksacyjna i restauracyjna komplesu zbudowana została na drewnianym podeście, tuż nad brzegiem rzeki. Idealne miejsce na chill.
- Jeśli zależy Wam na spokoju i bliskości natury wybierzcie nocleg przy Green Cathedral, np. wspomniany przeze mnie Retro Kampot Guesthouse.
- Wypożyczenie skutera w Kampot River Bungalows kosztowało 5$ za 24 godziny, ale w dedykowanych wypożyczalniach zapłacicie 1-2$ więcej.
- Zaś jedyny duży supermarket jaki znalazłam w mieście znajdował się przy durianowym rondzie w centrum miasta.
Więcej relacji z mojej podróży do Kambodży znajdziecie na blogu. Zapraszam.