Zawsze mi się wydawało, że łapówki wręcza się pod stołem. Najlepiej w zalakowanej kopercie, z dala od ciekawskich oczu. Inaczej jest w Laosie i Kambodży, które po mistrzowsku opanowały sztukę publicznego łapówkarstwa. Żaden z krajów nie chce być gorszy, więc oba witają turystów garścią drobnych oszustw. Łapówki dla niepoznaki udają oficjalne opłaty. Większość przyjezdnych nie protestuje. W końcu urzędnikom państwowym należy się zaufanie. Nikomu nie przychodzi też do głowy przekupywać celników. To oni perfekcyjnie odgrywają rolę silniejszego wymuszając na turystach dodatkowe opłaty. Czy zatem kwoty inkasowane na granicy między Laosem i Kambodżą to jeszcze łapówka, czy może już haracz? 

Oszustwa na granicy między Laosem i Kambodżą

Pieczątki wjazdowe i wyjazdowe z Laosu i Kambodży.
Pieczątki wjazdowe i wyjazdowe z Laosu i Kambodży.

O oszustwach na lądowej granicy między Laosem i Kambodżą (Dong Kalaw / Trapeang Kriel) grzmią podróżnicze fora. Jednak tych co próbują ich uniknąć czeka ostracyzm zarówno ze strony celników, jak i innych turystów. Pierwsi boją się, że zadziała psychologia tłumu, która zepsuje im dochodowy biznes. Drudzy bardziej cenią czas niż pieniądz. Nie warto przecież dla kilku dolarów stać w kolejkach a może nawet spóźnić się na autobus. Nieliczni turyści dla czystego sumienia podnoszą głos sprzeciwu, który szybko jednak gaśnie. Celnicy wraz z paszportami trzymają podróżników w garści. Na szali jest w końcu pozwolenie na wjazd do kraju.

Większość turystów jednak nawet nie zauważa, że stali się ofiarą oszustwa. Pokornie płacą tyle, ile się od nich żąda. W końcu to przejście graniczne, objęte procedurami i czujnym okiem kamer. Kto by się po celnikach spodziewał złych intencji i nieskrywanego skorumpowania?

Przekraczając granicę między Laosem i Kambodżą doliczyłam się ośmiu oszustw o różnym stopniu zawoalowania, których listę znajdziecie poniżej. Niezależnie, w którym kierunku podróżujecie, działają te same sprawdzone schematy.

Oszustwo nr 1 – opłata za pieczątkę

Najbardziej powszechnym haraczem jest opłata za pieczątkę wyjazdową. Oba kraje stosują te same praktyki. Celnik skanuje paszport, za pomocą kamery przeprowadza identyfikację, po czym jego kolega po fachu, ewidentnie w roli złego policjanta, żąda 2$ za wbicie w paszporcie pieczątki wyjazdowej. Bez niej oficjalnie nie opuszczacie kraju, więc mogą Was nie wpuścić do kolejnego, a przy następnej wizycie możecie zapłacić karę za pobyt poza okresem ważności wizy … Pieczątka wyjazdowa musi być! Ale nigdzie w trakcie moich podróży nie żądano za nią pieniędzy. 

Większość turystów płaci bez szemrania. Inni pytają skąd ta opłata, kręcą nosem, puszczą parę wiązek w ojczystym języku, ale finalnie płacą. W końcu to tylko 2$. Kwota nie warta kłopotów na granicy. Nieliczni upierają się, że nie zapłacą i tak jak ja na własne życzenie fundują sobie przygodę na przejściu granicznym.

Tablica informująca o kosztach obsługi poza normalnymi godzinami pracy.
Tablica informująca o kosztach obsługi poza normalnymi godzinami pracy.

Przy okienku laotańskich celników jest niezbyt klarowna tablica informująca o opłatach za serwis poza standardowymi godzinami pracy (w weekend i po godzinie 16) w wysokości 1$. Była to moja główna linia obrony. Przypomniałam celnikom, jaki jest dzień tygodnia i godzina. Nie było podstaw do pobierania dodatkowej opłaty. O innych kosztach nigdzie nie było mowy. Celnicy szybko rozpoznali, że nie będzie ze mną ławo i mój paszport nagle przestał współpracować z komputerem, rzekomo zawieszając system. Mając na uwadze dobro innych turystów, dokument został odłożony na bok i czekał, aż WSZYSCY zostaną obsłużeni. W końcu nikt nie chce, żeby mój paszport zablokował działanie całego przejścia granicznego między Laosem i Kambodżą. Stałam więc przez prawie godzinę przy okienku, wspomagając innych turystów w procedurach celnych dla przyspieszenia ruchu kolejki. Na niewiele się to zdało. Kolejne autokary przybywały, na nowo ją wydłużając. 

W końcu po obsłużeniu wszystkich turystów, celnik dał się łaskawie namówić na ponowne zeskanowanie mojego paszportu. Ponownie zażądano ode mnie 2$ za wbicie pieczątki. Wolne żarty. Teraz to już kwestia honoru. System znowu nie odczytał mojego paszportu, więc celnik kazał mi jechać na lotnisko i kupić lot do Kambodży, bo drogą lądową to nie przejdę. Przyznaję, w tym momencie otarłam zimny pot z czoła, ale zawrócić już nie mogłam. Wyciągnęłam z rękawa argument, że przy wjeździe do Laosu, również drogą lądową, nie było problemu ze sczytaniem mojego paszportu, pokazuję pieczątkę wjazdową. Na pewno mają skan dokumentu w systemie. Celnik długo się nie zastanawia, z lekką złością wbija mi pieczątkę do paszportu i każe jechać do Kambodży. A z miłą chęcią!

Oszustwo nr 2 – opłata za brak karty wyjazdowej

Nie zgubicie karty wyjazdowej, którą dostaniecie przy wjeździe do Laosu. Za jej brak laotańscy celnicy życzą sobie aż 5$. Na większości przejść granicznych możecie zgarnąć pusty formularz wyjazdowy i naprędce go uzupełnić. Ale nie na granicy między Laosem i Kambodżą. Próżno tu szukać pustych formularzy.

Co ciekawe, opłata jest również pobierana w przypadku złożenia niewypełnionej karty. Zwłaszcza, jeśli przy okienku stoi niemówiący po angielsku Chińczyk…

Najbardziej irytuje, że celnik odkłada karty wyjazdowe na kupkę, nawet ich nie sprawdzając. Założę się, że na koniec dnia lądują one w śmietniku (nawet się nie łudzę, że w myśl ochrony danych osobowych używają niszczarki).

Opłata nie jest w oficjalnym cenniku, ale nie wiem, czy da się od niej wywinąć. Kartę wyjazdową trzymałam w paszporcie. Ci co jej nie mieli pokornie (lub z jawnym oburzeniem) płacili. Bez zapłaty wracamy do problemu braku pieczątki wyjazdowej. Wbijana jest w ostatnim kroku, po uiszczeniu wszystkich należności.

Oszustwo nr 3 – pośrednicy w uzyskaniu wizy

Stanowisko pośredników na granicy między Laosem i Kambodżą.
Stanowisko pośredników na granicy między Laosem i Kambodżą.

Naprzeciw okienka celników rozstawiony jest stół, gdzie dwóch pomysłowych Dobromirów zaprasza wszystkich, którzy z sukcesem uzyskali pieczątkę wyjazdową. Wygląda to jak kolejny krok procedury wizowej. Żądają paszportu, podają formularze, proszą o zdjęcie i 40$ opłaty wizowej, pomagają wypełnić kwity. Zaskakująco dużo osób korzysta z ich usług. W końcu stanowisko jest pod czujnym okiem celników. Chyba nie pozwoliliby oszustom działać tuż pod swoim nosem? Błąd! Są to tylko lokalni cwaniacy, którzy nie są urzędnikami. Za swoje usługi pobierają opłatę, którą na bank dzielą się z celnikami. Dlatego ci drudzy przymykają oko na ich działalność. Wiza do Kambodży kosztuje 30$ lub 35$, w zależności od uległości kambodżańskich celników. Ale o tym w późniejszym rozdziale.

Jak już zwycięsko wyjdziecie ze spotkania z celnikami uprzejmie zignorujcie wszelkie osoby żądające Waszych paszportów i na pewniaka idźcie w stronę Kambodży.

Podobny przekręt robią niektóre firmy transportowe oferujące przejazd między Laosem i Kambodżą w bezpośrednim autobusie. Tuż przed granicą wsiada niby oficjalny urzędnik, który zbiera od pasażerów paszporty i zawyżone opłaty wizowe. Jeśli w Waszym autobusie ktoś spróbuje takiej akcji, upierajcie się, że sami przejdziecie procedurę wizową i nie przekazujcie nikomu swojego paszportu.

Oszustwo nr 4 – brak fotografii

Wiza do Kambodży.
Wiza do Kambodży.

Teoretycznie kambodżański wniosek wizowy musi być uzupełniony o fotografię. Brak zdjęcia w magiczny sposób rekompensuje opłata w wysokości 2$. Niektórzy twierdzą, że jest to opłata za wyjątek, inni że ma pokryć koszty skanowania fotografii z paszportu. Jaka jest faktyczna podstawa do poboru opłaty? Ciężko stwierdzić. Wszyscy przekraczający granicę między Laosem i Kambodżą albo mieli ze sobą zdjęcia paszportowe albo pokornie płacili haracz za ich brak.

Nie zmienia to faktu, że kambodżańska wiza wklejana jest do paszportu bez fotografii. Wygląda na to, że zdjęcie jest kolejną wymówką do poboru dodatkowej opłaty.

Oszustwo nr 5 – sprawdzenie stanu zdrowia

Oświadczenie zdrowotne wydawane na granicy między Laosem i Kambodżą.
Oświadczenie zdrowotne wydawane na granicy między Laosem i Kambodżą.

Tuż przed wejściem do budynku kambodżańskiej imigracji, wszystkich przekraczających granicę przywołują do okienka, w którym za jedynie 1$ wydawane są żółte papiery, tzw „health notice”. Większość bez pytania płaci. W końcu po świecie panoszy się koronawirus. Nikt jednak nie sprawdza stanu zdrowia, nie mierzy temperatury, nie przeprowadza medycznego wywiadu. Tak jakby za pieniądze można było kupić zdrowie.

Mnie również zawołano do okienka rzekomego punktu medycznego, ale wymigałam się posiadaniem książeczki szczepień, pięknie podziękowałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam prosto w ramiona służby celnej.

Takie nieformalne punkty medyczne rozstawione są na różnych przejściach granicznych między Wietnamem, Laosem i Kambodżą. Zawsze zlokalizowane są poza pomieszczeniami celników. Jednak żadne zaświadczenia nie są wymagane do uzyskania wizy. W Kambodży celnik oddawał żółty świstek turystom nawet na niego nie patrząc.

Nawet jeśli dany kraj zdecyduje się na kontrolę stanu zdrowia podróżujących w związku z panującą epidemią koronawirusa, będą one przeprowadzane w sposób oficjalny bez poboru opłat. Niedawno przekraczałam granicę lądową miedzy Tajlandią i Malezją. Po malezyjskiej stronie przywitali mnie urzędnicy ubrani w kombinezony, maski i ochronne okulary, niczym w katastroficznym filmie. Przeprowadzali wywiad (jakie kraje odwiedzałam w ostatnim czasie, czy odwiedziłam Chiny) oraz zmierzyli temperaturę. Bez poboru opłat i wydawania zaświadczeń.

Oszustwo nr 6 – pośrednicy w wypełnieniu formularzy

Jak dotąd pośrednicy spotkani po laotańskiej stronie granicy oferowali pełen serwis, od wypełnienia wniosków, po wnoszenie opłat wizowych. Za kompleksową obsługę należała się opłata zgodna z szerokim zakresem usług. Jednak Kambodża nie wzgardza również drobniakami. Tuż przy okienkach celników pojawiają się przyjazne dusze, które pomagają w wypełnieniu wniosków wizowych. Niech Was nie zwiedzie ich bezinteresowność. Po fakcie żądają drobnej opłaty. W zdobyciu klientów pomaga im fakt, że wszystkie wnioski wizowe są w ich posiadaniu. Wystarczy jednak poprosić o jeden i naprędce oddalić się na przeciwległy koniec sali z własnym długopisem.

Oszustwo nr 7 – cena wizy

Nigdzie w budynku kambodżańskiej służby celnej nie ma informacji o koszcie wizy. Nie ma, bo na przejściu granicznym między Laosem i Kambodżą obowiązuje zawyżona opłata w wysokości 35$ (standardowy koszt wizy to 30$).

Po zbadaniu tematu wydawało mi się, że ta podwyżka jest nie do uniknięcia. Nawet w przewodniku Lonely Planet jest mowa o koszcie wizy w wysokości 35$. Tyle też zapłaciłam. Okazuje się jednak, że na przejściu granicznym Dong Kalaw / Trapeang Kriel można za wizę zapłacić standardowe 30$. Trzeba tylko odczekać, aż przy okienku nie będzie innych naiwnych turystów. W argumentacji pomaga również pieczątka wjazdowa do Kambodży z poprzednich podróży.

Po przekroczeniu granicy między Laosem i Kambodżą w autobusie poznałam dziewczynę, która odczekała aż wszyscy zostaną obsłużeni i oprotestowała zawyżoną opłatę wizową. Miała jednak dobry argument w ręku – paszport z pieczątką wjazdową do Kambodży z lotniska w Phnom Penh, gdzie za wizę zapłaciła 30$. Dała się jednak naciągnąć na inne opłaty, więc jej satysfakcja była częściowa. Podobnie jak moja.

Oszustwo nr 8 – zawyżone kursy wymiany walut

Punkt wymiany walut po kambodżańskiej stronie granicy.
Punkt wymiany walut po kambodżańskiej stronie granicy.

Laos i Kambodża pobierają opłatę wizową w dolarach amerykańskich. Warto przygotować odpowiednią kwotę. Inne waluty (nawet lokalne kipy i riele) przeliczane są po bardzo niekorzystnych kursach. Na przejściu granicznym między Laosem i Kambodżą nie ma też bankomatów i kantorów. Pierwszy punkt wymiany walut znajdziecie już po przekroczeniu granicy.

Porad kilka

W Laosie i Kambodży łapówki stały się częścią oficjalnego systemu. Płacą je nie tylko turyści, ale i lokalni mieszkańcy. Wszystko przez nierówny system wynagrodzeń, który łapówki mają rzekomo rekompensować. Wymuszanie dodatkowych opłat na przejściu granicznym tylko ilustruje problem. W praktyce skorumpowana jest niemal każda grupa zawodowa, z urzędnikami państwowymi (zwłaszcza policjantami i celnikami) na czele.

Zdecydowałam się na moją osobistą z walkę z łapówkarskim procederem na granicy między Laosem i Kambodżą nie ze względu na wrodzoną oszczędność, czy wpajane mi prawo i sprawiedliwość, lecz na jego zaskakującą powszechność i milczącą aprobatę większości turystów. Nie chce być jawnie szantażowana przez ludzi, który reprezentują organy państwowe. W końcu kiedy urzędnik staje się przestępcą?

Na granicy między Laosem i Kambodżą zamiast 30$ możecie zostawić nawet 50$. Większość turystów mniej lub bardziej świadomie płaci ten niewielki haracz w zamian za sprawne i bezproblemowe przekroczenie granicy. Niemal wszyscy płacą za wbicie stempla wyjazdowego. W końcu to tylko 2$. Wyobraźcie sobie jednak, że płaci je 200 osób przekraczających granicę w ciągu dnia. 400$ do podziału między 4 celników to jak na azjatyckie standardy nie najgorsza dniówka. Do tego skapnie procent z opłat pobieranych przez cywilnych cwaniaków. W ten sposób praca w organach państwowych staje się lukratywnym zawodem.

Jeśli tak jak ja chcecie podjąć (nierówną) walkę z celnymi oszustwami, przygotujcie się na przetrzymywanie na granicy i złowrogie spojrzenia spieszących się turystów. W uniknięciu oszustw pomogą Wam poniższe zasady.

  • Pilnujcie karty wyjazdowej, którą otrzymacie przy wjeździe do kraju.
  • W podróż zabierzcie ze sobą zdjęcia paszportowe.
  • Przyjedźcie na granicę miedzy Laosem i Kambodżą wcześnie rano. Nawet jeśli celnicy celowo Was przetrzymają, zdążycie złapać transport z granicy do kolejnej miejscowości.
  • Nie rezerwujcie autobusu, który razem z Wami przekracza granicę. Oszczędzi Wam to stresu i widma przegapienia transportu. W takich autobusach najczęściej panoszą się też pośrednicy.
  • Nie przekazujcie nikomu swojego paszportu, zwłaszcza w autobusie lub na nieoficjalnych stanowiskach. Jego odzyskanie może Was słono kosztować.
  • Celnicy nie życzą sobie świadków swojej uległości. Dlatego odczekajcie, aż kolejka będzie mniejsza lub wszyscy będą obsłużeni.
  • Nie kłóćcie się. Spokojna argumentacja jest Waszą najlepszą bronią.
  • Ignorujcie nieoficjalne punkty sprawdzania stanu zdrowia.
  • Płaćcie za wizę tylko przy okienku celnika, nie przekazujcie pieniędzy pośrednikom.
  • Unikajcie zapłaty w innych walutach niż dolar amerykański. Celnicy przeliczają koszty wizy po bardzo niekorzystnym kursie. Warto też mieć odliczoną dokładną kwotę.

Więcej porad, jak nie dać się oszukać na granicy między Laosem i Kambodżą znajdziecie na forach internetowych i we wpisach na podróżniczych blogach (ten wydał mi się szczególnie przydatny). A kolejnych wpisów z Laosu i Kambodży wypatrujcie na blogu.

Autor

Włóczykij, podróżniczy planista, fotograf amator, koncertowy podrygiwacz, mól książkowy, entuzjasta czarnej płyty i rowerów bez przerzutek, renowator mebli a od niedawna bloger ...

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.