Pierwszy raz spędzałam Święta Bożego Narodzenia poza domem. Jakoś mi z tym było niewygodnie, więc pomyślałam, że w tym czasie zrobię coś dobrego dla innych. Tym sposobem wylądowałam w Centrum Thabarwa niedaleko Rangun w Birmie. Planowałam spędzić tam siedem dni, zostałam dwa tygodnie. Chciałam pomagać innym, bardziej pomogłam sobie …
Sanktuarium dla wykluczonych
Centrum Thabarwa powstało w 2008 roku z inicjatywy Ashin Ottamathara – biznesmena, który oddał cały swój majątek potrzebującym i postanowił zostać mnichem. Od tego czasu wraz z buddyzmem szerzy wiarę w uleczalną siłę medytacji i dobrych uczynków. Ta idea stała się fundamentem do stworzenia sanktuarium dla wszystkich ludzi w potrzebie – na skraju życia, chorych, niepełnosprawnych, bezdomnych, biednych, uchodźców … Wszystkich. Bez dyskryminacji. Bez ograniczeń. W zamian za podążanie za naukami buddyzmu, szerzenie dobrych uczynków i pomaganie innym, otrzymują darmowy dach nad głową i jedzenie. Nic dziwnego, że do centrum ściągają tłumy Birmańczyków, którzy zostali wykluczeni ze społeczeństwa lub własnej rodziny.
Początkowo był to tylko kawałek ziemi. Nauki Ashin Ottamathara zaczęły przyciągać ludzi. Koczowali tu bez żadnej infrastruktury. Pierwsze zabudowania powstały z niczego. Kolejne z dotacji bogaczy, którzy pieniędzmi chcieli uspokoić swoje sumienie. Dziś centrum nie wygląda już jak obóz dla uchodźców, lecz jak mała birmańska wioska. Są tu wyznaczone ulice, domy, budynki mieszkalne, “szpitale”, kliniki dla chorych, sklepiki i tanie restauracje. Jest też budynek wolontariuszy. W najbliższych latach z dotacji mają powstać kolejne zabudowania. Szkielet kolejnego szpitala już straszy w pobliżu głównej ulicy.
Wszystko to powstało bez udziału rządu, który ostentacyjnie dystansuje się od działania Centrum Thabarwa. Wspaniałomyślnie też jednak nie przeszkadza w jego funkcjonowaniu.
W ponad dziesięć lat centrum rozrosło się. Żyje tu teraz ponad 4000 ludzi. Thabarwa przerodziła się w specyficzną społeczność. Mimo własnych ograniczeń mieszkańcy pomagają sobie nawzajem, wykonują za darmo prace społeczne. Zbierają dobre uczynki niezbędne do odrodzenia się po śmierci w nowym, lepszym wcieleniu. Nie ma tu osoby zarządzającej, dyrektora ani sołtysa. Ashin Ottamathara umywa ręce. Jego rola ogranicza się do szerzenia buddyjskich nauk i prowadzenia medytacji. Zaskakująco jednak, każdy wie co robić. Perpetuum mobile w biednym, azjatyckim wydaniu.
Centrum medytacyjne
Zgodnie z pierwotną ideą Thabarwa zachowuje status centrum medytacyjnego. Na jego terenie znajduje się zakon i buddyjskie świątynie. Mieszkają tu dziesiątki mnichów. Miano centrum medytacyjnego pomaga też wolontariuszom zostać w tym miejscu na dłużej. Wiza medytacyjna w Birmie udzielana jest na podstawie zaproszenia i trwa 70 dni. Aby ją odnowić nie trzeba opuszczać kraju. Thabarwa pomaga w procesie aplikacyjnym.
Nie oznacza to jednak, że obcokrajowcy na wizie turystycznej nie są mile widziani. W Thabarwa można zostać od jednego do dwudziestu ośmiu dni, bo tyle trwa wiza turystyczna. Teoretycznie turyści przebywają w centrum nielegalnie. Przepisy wizowe zabraniają działalności religijnej na zwykłej wizie, a do takiej zalicza się pobyt w centrum medytacyjnym. Jednak na szczęście i w tym aspekcie birmański rząd przymyka oko. Thabarwa oficjalnie rejestruje turystów bez najmniejszych problemów.
Jak przystało na centrum medytacyjne, w Thabarwa można praktykować medytację. Prowadzą ją kilka razy dziennie wolontariusze, a niekiedy zaproszeni mnisi. Od czasu do czasu sam Ashin Ottamathara wpadnie z pogadanką. W budynku wolontariuszy jest sala przeznaczona do medytacji. Prowadzone sesje są przeznaczone dla ludzi na każdym etapie wtajemniczenia (w Thabarwa medytowałam po raz pierwszy). Można też wziąć udział w medytacji dla Birmańczyków prowadzonej w innych punktach centrum. Organizowane są też darmowe wyjazdy medytacyjne, które przybierają formę buddyjskich rekolekcji.
Wolontariat
Do Thabarwa przybywają wolontariusze z całego świata. Jedni chcą tutaj praktykować medytację, inni pomagać bez religijnego zaangażowania. Jak się jednak szybko okazuje, ciężko pomaga się w takim miejscu jak Thabarwa bez praktykowania medytacji, która pozwala uspokoić ciało i duszę …
Większość wolontariuszy dowiaduje się o centrum drogą szeptaną, choć Thabarwa ogłasza się również w serwisie Workaway. Nie trzeba anonsować swojego przybycia, wystarczy się pojawić i zarejestrować w centrum informacyjnym. Miejsca i jedzenia starczy dla wszystkich chętnych. W okresie Świąt Bożego Narodzenia, nie starczyło za to łóżek. Każdy jednak dostał materac, pościel i moskitierę oraz dwa metry kwadratowe miejsca w otwartej sali na ostatnim piętrze budynku wolontariuszy.
Budynek wolontariuszy ma trzy piętra. Pierwsze zajmują dziewczyny w kilku wydzielonych salach sypialnych. Każda ma oddzielną łazienkę (tylko z zimną wodą). Drugie piętro to przestrzeń chłopaków. Jeśli przyjeżdżacie jako para, zostaniecie rozdzieleni. Trzecie piętro to otwarta przestrzeń do relaksu i medytacji, czasem wykorzystywana jako dodatkowe dormitorium. Jeśli wolna przestrzeń pozwala odbywają się tu też poranne zajęcia jogi z widokiem na wschodzące słońce.
Codziennie o 16 nowo przybyli oprowadzani są po centrum. W trakcie obchodu jeden z długoterminowych wolontariuszy opowiada czym jest Thabarwa, jakie panują tu zasady, pokazuje główne budynki oraz przekazuje wszelkie niezbędne informacje (np. kody dostępu do budynku wolontariuszy).
Codziennie wieczorem organizowane są też spotkania wolontariuszy, na których witane są nowe narybki, przedstawiany harmonogram kolejnego dnia, rozdzielane zajęcia, omawiane długoterminowe projekty i sprawy bieżące. Każdy opuszczający centrum dostaje też chwilę na zazwyczaj emocjonalną przemowę.
Posiłki
W ramach wolontariatu zapewnione są dwa posiłki dziennie – wczesne śniadanie (serwowane od 6 rano) i jeszcze wcześniejszy obiad (11:15-12:15). Na śniadanie jest zazwyczaj ryż z warzywami lub zupa. Na obiad je się wszystko to, co zbiorą mnisi w trakcie porannej jałmużny (ryż, mięso, warzywa często utopione w sosie rybnym, czasem samosy, panierowane bakłażany, niekiedy owoce). Na lunch warto przyjść zawczasu. Najlepsze kęski znikają błyskawicznie, a w trakcie dużego obłożenia czasem dla wszystkich nie starcza ryżu.
Kolacje przygotowywane są przez wolontariuszy (jeśli co najmniej kilka osób zgłosi się do zrobienia zakupów i gotowania). Nie ma tu kuchni z prawdziwego zdarzenia. Gotuje się potrawy jednogarnkowe na otwartym ogniu. Ryż dochodzi jest w specjalnych wielopiętrowych piecach. W trakcie mojego pobytu z inicjatywy włoskich wolontariuszy zbudowany został piec do pizzy. Niestety nie doczekałam się inauguracji, ale wieść niesie, że w Thabarwa są teraz wypiekane pizze i świeże bochenki chleba…
Jeżeli nie ma chętnych do gotowania w polowych warunkach, wolontariusze stołują się w jednej z dwóch restauracji. Można zjeść tu dobrze i tanio. Talerz mojej ulubionej sałatki z liści herbaty z ryżem kosztował zaledwie 800 kiatów – niewiele ponad 2 złote.
Strategicznie przy budynku wolontariuszy rozstawiony jest też stragan ze świeżo wyciskanymi sokami za 1000 kiatów (ok 2,7 zł). Piłam tu najlepszy (i najtańszy) sok z banana i awokado. Wszędzie w Azji serwują jego marne podróbki.
Jeśli znudzi się Wam ryż na śniadanie, niemal codziennie pod budynkiem rozstawia się pani serwująca pyszny makaron z jajkiem za 700 kiatów (2 zł) oraz druga pani sprzedająca banany w panierce i kulki kokosowe za 100 kiatów (27 groszy) sztuka.
A jeśli zamarzy Wam się usmażenie naleśników, w budynku wolontariuszy na piętrze chłopaków jest jeden palnik elektryczny i lodówka.
Jak można pomóc?
W Centrum Thabarwa można robić wszystko. Inicjatywy są mile widziane. Nawet najbardziej szalone pomysły znajdą tu pole do realizacji. Wystarczy spojrzeć na wspomniany piec do pizzy.
Można też (a czasami nawet trzeba) nic nie robić. Nie ma obowiązku pracy w wyznaczonych godzinach, jak w przypadku innych zajęć w ramach Workaway. Nie ma przymusu pomagania. Można oddać się wyłącznie medytacji. Często żeby pomagać innym, trzeba najpierw pomóc sobie.
Wolontariusze pomagają rezydentom Thabarwa wykonując również szereg regularnych prac. Codziennie na organizowanych wieczorem spotkaniach wolontariuszy można zgłaszać się do poszczególnych aktywności. Cześć aktywności jest prosta, jak pomaganie w kuchni w segregowaniu i krojeniu hurtowych ilości warzyw na posiłki dla całego centrum (jedyną trudnością jest tutaj wstanie o 5 rano), czy wspólne gotowanie kolacji dla wolontariuszy. Można też udać się z mnichami do Rangun na zbieranie jałmużny lub raz w tygodniu na nocny targ, gdzie zbierane są ofiary warzywne dla całego centrum na bieżący tydzień. Można też uczyć dzieci i mnichów angielskiego. Można też uczestniczyć w długoterminowych projektach – pomóc przy segregacji odpadów lub w prowadzeniu ekologicznej farmy.
Codziennie odbywa się też akcja pod hasłem “positive health”, w ramach której wolontariusze zabierają pacjentów na wycieczki na wózkach inwalidzkich, roznoszą owoce, napełniają wodą butelki, czyszczą kanistry z wodą, obcinają paznokcie lub po prostu spędzają czas z chorymi. Wszelkie czynności wywołujące uśmiech na twarzach rezydentów Thabarwa są tu mile widziane.
Niektóre aktywności wymagają jednak kontaktu z chorymi. W centrum przebywają osoby po udarach, sparaliżowane, niewidome, o różnym stopniu niepełnosprawności, psychicznie chore. Ale również osoby umierające, z AIDS i gruźlicą (domu chorych na AIDS i gruźlicę są wyodrębnione i jasno oznaczone, pomaganie im jest dobrowolne). Wolontariusze opatrują rany chorych w szpitalach i salach mieszkalnych (najczęściej są to odleżyny), zawożą chorych do lekarzy i kliniki rehabilitacyjnej (tzw. clinic taxi), pomagają w fizjoterapii. Codziennie organizowane jest mycie pacjentów. Dziesiątki chorych z wyczekiwaniem czekają na ich tygodniowy bucket challenge. Zaledwie raz dziennie zmieniane są pieluchy pacjentom przykutym do łóżka.
Żadne ze wspomnianych czynności nie wymaga specjalnych kwalifikacji. Długoterminowi wolontariusze cierpliwie przeprowadzają przez meandry każdej z nich. Cześć wymaga jednak odrobiny tężyzny (zwożenie pacjentów na mycie). Niektóre silnej psychiki. Przed moim przyjazdem do Thabarwa wydawało mi się, że niektórych czynności się nie podejmę. Wydawało mi się, że daleko wykraczają poza moją strefę komfortu. Tak myślałam np. o myciu pacjentów. Nawet nie wiedziałam, że wolontariusze tutaj zmieniają pieluchy. Nigdy w życiu widziałam odleżyny. Nie podcierałam dorosłego człowieka.
Do mycia pacjentów zgłosiłam się już pierwszego dnia. Zadziałała psychologia tłumu na spotkaniu wolontariuszy i zbyt mała liczba chętnych do tej aktywności, a ja byłam pełnym zapału świeżaczkiem. Mycie pacjentów okazało się jednak moją ulubioną aktywnością. Wdzięczność chorych, który po raz pierwszy od tygodnia mogą poczuć się świeżo i schludnie doprowadzała mnie czasami do łez.
Ale najbardziej emocjonalne okazało się dla mnie zmienianie pieluch. Odważyłam się zrobić to po raz pierwszy po około tygodniu mojego pobytu w Thabarwa i od tego momentu zgłaszałam się do tej aktywności codziennie. Nowy rok rozpoczęłam także od podcierania. Podobnie jak w przypadku mycia, wdzięczność pacjentów za odrobinę godności w postaci czystej pieluchy i świeżego ubrania jest nie do opisania.
Okazało się, że nie ma czegoś takiego jak fizyczne bariery. Fizjologia przestaje przeszkadzać. Mycie prywatnych rewirów, podcieranie mnichów, zmiana zabrudzonych pieluch, opatrywanie odleżyn. Wszystko to zaczyna być mechaniczną czynnością.
Zasady pobytu
W zamian za niesioną pomoc wolontariusze otrzymują dach nad głową oraz dwa posiłki dziennie zupełnie za darmo. Mogą też uczestniczyć w organizowanych sesjach i wyjazdach medytacyjnych, czy zajęciach jogi.
Jako centrum medytacyjne Thabarwa prowadzona jest zgodnie z buddyjskimi zasadami. Należą do nich:
- poszanowanie życia wszelkich istot (w tym bzykających nad uchem komarów)
- poszanowanie mienia innych (kradzieże zdarzają się rzadko, pokoje i piętra są zamykane na noc)
- brak aktywności seksualnej (pary dostają osobne prycze na osobnych piętrach)
- nieoczernianie innych
- niezażywanie alkoholu i narkotyków (na piwo trzeba udać się do miasta oddalonego o ok 2 km lub pobliskiego Rangun)
Na terenie centrum obowiązuje skromny strój (zakryte kolana, ramiona i klatka piersiowa).
Jak dojechać?
Thabarwa znajduje się w pobliżu miejscowości Thanlyin ok 15 km od Rangun, w zasięgu jego komunikacji miejskiej. Spod Pagody Sule lub pobliskiego przystanku Pansoedan w centrum miasta odjeżdża bezpośredni autobus nr 31. Ze względu na ruch uliczny, podróż zajmuje ok półtorej godziny. Autobus zatrzymuje się ok kilometra od Centrum Thabarwa. Bilet kosztuje zaledwie 200 kiatów.
Można tu dojechać również bezpośrednio z dworca autobusowego na obrzeżach Rangun autobusem nr 32. Dojeżdża on do Thanlyin w ok 2 godziny. Zatrzymuje się jednak na głównej ulicy przecinającej miasteczko. Do przejścia pozostaje ok 2 km. Można tu też złapać mototaxi za ok 500 kiatów lub przesiąść się do autobusu nr 31.
Taksówka z centrum Rangun powinna kosztować ok 8-10 tys. kiatów.
Więcej o opcjach dojazdu przeczytacie na stronie centrum.
Moje wrażenia
Do tej pory myślałam, że mój trzytygodniowy trekking w Himalajach będzie najtrudniejszą i najwspanialszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam. Tak było. Do czasu wolontariatu w Thabarwa.
Nie zdobyłam tu niezastąpionych kwalifikacji. Nie zobaczyłam wspaniałych krajobrazów (choć wschody słońca były niczego sobie) i atrakcji turystycznych. Nie zmieniłam świata pomagając przez dwa tygodnie. Ale na pewno zmieniłam siebie. To doświadczenie było jako osobisty bucket challenge, który codziennie serwowaliśmy pacjentom. Wyolbrzymiło moje wady, obnażyło moje słabości. Uodporniło mnie też na ludzką fizjologię, brud, kontakt z chorobami i marną higieną. Uwrażliwiło na ludzkie cierpienie. Nauczyło pokory. Pokazało nieznany mi dotąd wymiar tolerancji.
Nie da się opisać warunków, w jakich żyją mieszkańcy Thabarwa, biedy tu panującej, brudu na ulicach, standardów higieny w prowizorycznych szpitalach, cierpienia, które muszą znosić chorzy bez odpowiedniej opieki medycznej i wsparcia bliskich. Jak zamiera dusza, gdy przez centrum przejeżdża karetka w akompaniamencie wyjących psów. Poczucia wstydu i bezradności wobec ludzkiego cierpienia i własnego braku kompetencji. Wdzięczności ludzi za odrobinę wsparcia i zainteresowania. Pobyt w Thabarwa łamał mi serce, ale też dawał ogromną radość i satysfakcję. Codzienny kontakt z niewyobrażalnym cierpieniem setek ludzi zmienił mnie na mam nadzieję na zawsze.
Więcej o Thabarwa przeczytacie na stronie centrum i stronie wolontariatu. Możecie też zajrzeć na jego Facebooka i Instagrama. A jeśli macie pytania związane z pobytem w centrum, napiszcie do mnie na adrest kontakt@tobecontinent.com lub przez formularz kontaktowy na stronie.